Dodano 16 października 2023

Na tropie work-life balance

Work-life balance to koncepcja sugerująca, że istnieje równowaga pomiędzy życiem zawodowym, a osobistym. W praktyce oznacza to ustalenie wyraźnych granic pomiędzy pracą a czasem wolnym, dbałość o szczelność tych stref i unikanie sytuacji, kiedy jedna dominuje drugą.

W definicji proste: pracujesz, gdy jesteś w pracy. Po pracy odpoczywasz lub zajmujesz się sprawami prywatnymi. W praktyce z jakichś powodów bywa z tym trudniej. Zamiast osiągać upragnioną równowagę, wciąż do niej dążymy i frustrujemy się z braku czasu na rozwój w pracy lub cierpimy stres i nadgodziny, które zżerają nam przyjemność z czasu wolnego albo tego czasu pozbawiają. Przyjrzyjmy się powodom tej frustracji, żeby lepiej zrozumieć problem.

 

Work-life balance jako antidotum na… wyzysk

Work-life balance powstał jako koncepcja w Stanach Zjednoczonych w latach 80-tych XX w. Wtedy to zaczęła rozkręcać się gospodarka wolnorynkowa, a przywileje pracownicze oferowane przez państwo opiekuńcze zostały mocno ukrócone przez politykę Regana. Tym samym odpowiedzialność za własny dobrostan i higienę stylu życia została przesunięta na pracowników. Jako cudowne rozwiązanie objawił się work-life balance i jego zalecenia.

Czy to oznacza, że wcześniej ludzie nie mieli work-life balance? To zależy, gdzie i kiedy. Albo mieli go na tyle, że nie musieli o nim rozprawiać, organizować na jego temat konferencji i szkoleń (np. rdzenne plemiona amerykańskich Indian przed kolonizacją, socjalistyczna Francja, Skandynawia po odkryciu złóż ropy naftowej), albo jego brak nie stanowił dla właścicieli przedsiębiorstw czy majątków ziemskich problemu, bo pracownika w ogóle nie traktowali podmiotowo (pańszczyźniana Polska, niewolnictwo, czasy przed rewolucją przemysłową i robotniczą).

 

Postęp jako obietnica work-life balance

Od tamtych czasów sporo się zmieniło zarówno w kodeksie pracy, jak i w kulturze wielu organizacji. Work-life balance też przeszedł pewien wizerunkowy lifting i z antidotum na patologię kapitalizmu przedzierzgnął się w element employer brandingu, a czasem nawet kultury organizacyjnej. Do tego dołóżmy postęp technologiczny i cywilizacyjny, który nieprawdopodobnie ułatwił nasze życie – weźmy choćby pralki, zmywarki, suszarki i inne sprzęty AGD, które wyzwoliły kobiety z niewolniczej nieodpłatnej pracy na rzecz rodziny. Dodatkowo pod strzechy trafił szybki Internet, a wraz z nim praca zdalna, błyskawiczne usługi, rozrywka i media społecznościowe. Powinno być nam więc łatwiej niż pokoleniu naszych dziadków, czy rodziców osiągnąć work-life balance. Co więc stanowi przeszkodę? Przeszkód jest wiele: od indywidualnych (jak zła organizacja czasu, niewłaściwe priorytety, pracoholizm), poprzez organizacyjne (jak kiepski szef lub wadliwe zarządzanie), czy systemowe (jak brak wsparcia ze strony państwa w zakresie planowania rodziny, czy opieki nad dziećmi). Z niektórymi z tych przeszkód można sobie poradzić, inne wymagają mozolnej edukacji i zmian systemowych. Jasne więc staje się, że work-life balance trudno uzyskać w pojedynkę. Potrzebujemy do tego wspólnoty, sieci wsparcia i zmian w zbiorowej świadomości. Droga to długa, zacząć jednak gdzieś trzeba. Najlepiej od siebie i swojego otoczenia.

 

Brak balansu ceną za standard życia

Żeby uniknąć frustracji z tymi zmianami związanej, warto jeszcze bardziej oddalić perspektywę i zdjąć z siebie jako pracownika całkowity ciężar odpowiedzialności za własny dobrostan. Zamiast tego – spojrzeć na problem z work-life balance z punktu widzenia procesów gospodarczych i trendów społecznych: poziom i komfort życia znacznie się w ostatnich dziesięcioleciach w Polsce poprawił. Jednocześnie, żeby ten standard utrzymać, trzeba pracować z większym zaangażowaniem. I nawet jeśli pracy nie oddajemy kilkunastu godzin na dobę jak chłop pańszczyźniany, to na pewno oddajemy jej ogrom energii, uwagi, a czasem własnej duszy. Postęp i utrzymanie jego zdobyczy okazuje się bardzo kosztowny nie tylko dla naszych podatków, ale i zasobów energetycznych. Przyspieszenie cywilizacyjne rośnie wykładniczo, a dla wzrostu i zysku nie ma górnej granicy. Jednocześnie ewolucja ludzkiego organizmu przebiega znacznie wolniej. Nasz system nerwowy ma określoną przepustowość i czas przetwarzania bodźców, rytm dobowy nie zmienił się, mimo, że od XIX wieku jesteśmy niezależni od świata słonecznego i ciągle jak na złość potrzebujemy się regularnie wysypiać. Fizjologicznie nie jesteśmy w stanie nadążyć za postępem. Jednocześnie jego zdobycze stały się dla nas na tyle ważne, że zaczęliśmy im służyć, zamiast z nich zwyczajnie korzystać.

Jeśli więc macie na biurku niekończące się listy zadań zawodowych, a na lodówce listę obowiązków domowych, jeśli z łazienki wyłazi wam pranie, ze zmęczenia zapomnieliście odebrać dziecko z karate, jeśli jesteście w wiecznym niedoczasie i zawalacie terminy, to teraz już wiecie, dlaczego. Nie da się dogonić japońskiego shinkansena konną furmanką.

 

Work-life balance – hit czy mit?

Czy to oznacza, że należy zapomnieć o work-life balance? Porzucić mrzonki o tej mitycznej równowadze? Zanim udzielimy sobie odpowiedzi na to pytanie, trzeba zrozumieć, że work-life balance to nie jest stan, ani cokolwiek stałego. To ciągłe dążenie i balansowanie pomiędzy ważnymi dla nas sprawami. I w tym balansowaniu tkwi sekret. Tak jak w sporcie subtelne ruchy napinania mięśni głębokich dają nam większą sprawność, tak i w obszarze godzenia pracy z życiem prywatnym ten mięsień upragnionej równowagi ma szansę się wzmocnić i pozwolić na jej coraz sprawniejsze łapanie.

Jak to robić? Poza dość trywialnymi, ale fundamentalnymi w swoim znaczeniu codziennymi praktykami typu: regularny sen, zdrowe odżywianie, rekreacyjny ruch, budujące relacje i granice dla życia zawodowego spójrzmy szerzej, poza bezpośrednią kontrolę. Udajmy się w obszar wpływu, nacisku i oporu przed wszechogarniającym pędem pod dyktat wielkich giełdowych graczy.

 

Spróbujmy:

  • stawiać granice nierealistycznym celom w pracy i ciągłemu podnoszeniu norm wydajności,
  • znaleźć ludzi, którzy myślą i czują podobnie, by stworzyć masę krytyczną i podejmować konstruktywny dialog z pracodawcami na temat sensu, celu i tempa pracy
  • określić minimum lub optimum zasobów finansowych potrzebnych do utrzymania i zdrowego funkcjonowania bez poczucia zacofania i stosować to jako kryterium dla obciążenia pracą,
  • odkrywać, co jest w życiu najważniejsze. Dla każdego będzie to coś innego w zależności od etapu życia. Niezależnie od życiowych wartości, warto sprowadzić je z poziomu wzniosłych ideałów na poziom dnia codziennego, np.: „Będę milsza dla rodziny, jeśli nie będę musiała odbierać telefonów służbowych po godzinach.” „Będę spokojniejszy i bardziej wydajny, jeśli będę się wysypiał lub ucinał sobie drzemkę poobiednią.” „Będę szczęśliwsza i bardziej spełniona, jeśli z dbałością doprowadzę do końca jeden projekt, zamiast pięciu naraz, ale po łebkach.” I tego się trzymać w sytuacji presji ze strony otoczenia.

I na koniec: bądźmy dla siebie łagodni. Podobno w dorosłości zawsze są jakieś tyły.

Autor: Aleksandra Błaszczyk

 

P. S. W ofercie Mental Health Center przygotowaliśmy pakiet „self-care” dla firm, które chcą zainwestować w budowanie dobrostanu pracowników, zadbać wielowymiarowo o budowanie odporności psychicznej, pozytywnego myślenia, wskazać jak wykorzystać zasoby psychiczne i jak je rozwinąć. Lista tematów warsztatów i wykładów znajduje się na naszej stronie w zakładce „Oferta”.

W celu otrzymania pełnej oferty wykładów prosimy o kontakt mailowy: info@mhcenter.pl.

 

Wróć do wszystkich artykułów